Choć zabrzmi to jak wyznanie zakupoholiczki, to prawda jest taka, że uwielbiam kupować. Kiedyś numerem 1 moich zakupów były kosmetyki; dziś są to przede wszystkim ubrania, rzadziej buty i dodatki.
Miesiąc temu, kiedy zdałam sobie sprawę z deficytu torebek w mojej szafie, całą uwagę skupiłam właśnie na nich. Godzinami oglądałam recenzje na Youtube, przeglądałam Instagrama i Pinteresta, by obserwować wymarzone modele.
Torebki w sieciówkach nie kręcą mnie już od dawna. Ceny wyrobów światowych domów mody nie są dla mnie akceptowalne. Padło więc na coś lokalnego. Przez jakiś czas byłam prawie pewna, że posiadanie torebki od Zofii Chylak czy Sabriny Pilewicz, to właśnie to, czego mi trzeba. Euforia minęła, a ja nabyłam tańszy egzemplarz od marki Fabiola, który notabene chodził mi po głowie od kilku miesięcy. Wniosek? Z decyzją zakupową, zwłaszcza tą, która wiele kosztuje, lepiej zaczekać do ostatecznego rozstrzygnięcia. Chyba że należysz do niewielkiej populacji osób zdecydowanych na 100% i wiesz, że nie będziesz żałować swojej decyzji, ani się nie rozmyślisz.
Dlaczego lubię kupować?
Kupowanie wytwarza w nas endorfiny, przynosi w większości pozytywne emocje. Jest to oczywiście krótkotrwałe zjawisko, ale na tyle silne, by ośrodek nagrody zdążył dać o sobie znać.
Fascynują nas nowości, a więc nowa rzecz zawsze wywoła w nas więcej emocji niż stara, choćbyśmy nie wiem jak ją podrasowali. Nie znaczy to, że nie lubię i nie próbuję odświeżać czy wymyślać dla starych ubrań nowych stylizacji. Jest to zdecydowanie lepszym sposobem na zabicie czasu i uratowanie naszych oszczędności niż chodzenie po sklepach (tych internetowych również).
Ale endorfiny to nie wszystko. Zakupom towarzyszy też często frustracja, o której jednak szybko zapominamy. U mnie frustracja wynika z tego, że produkt za sprawą innego, szybszego konsumenta ucieka z koszyka, albo wielki baner informujący o 20-procentowym rabacie na wszystko okazuje się być nieprawdziwy, a większość artykułów nadal ma pierwotne ceny. O jakim sklepie mowa, dowiecie się z dalszej części wpisu.
Inną negatywną stroną zakupów są zwroty. Często okazuje się, że ubranie nie leży tak jak zakładaliśmy i musimy je odesłać. A to wiąże się z koniecznością poświęcenia dodatkowego czasu a i nieraz opłacenia przesyłki zwrotnej. No i jak już dana rzecz jest w naszym domu, to po prostu nie chce nam się bawić w oddawanie jej.
Czarno-piątkowa presja czasu
W Black Friday, a także poprzedzający go Black Week szaleją nie tylko producenci, ale przede wszystkim konsumenci. Badania jednak dowodzą, że w Polsce padamy w większości ofiarą manipulacji. Średnia wysokość zniżki to zaledwie 4%. Inne źródła mówią natomiast o 1%. Można więc możemy przyjąć, że podczas zakupowego szaleństwa Black Week czy Black Friday płacimy mniej o 1-4%.
Szału nie ma, a nerwów za to sporo i owszem. Nic nie działa bowiem na konsumenta lepiej niż presja czasu i deficyt towarów.
Spotkaliście się już z informacją, na oglądanym przez siebie produkcie, że pozostał tylko 1 egzemplarz? Nie przeczę, że w większości przypadków wynika z faktycznego stanu rzeczy, ale często wracając do e-sklepu kolejnego dnia, nadal ją widzimy.
Niestety i ja często się nabieram. Czasem też liczę na łut szczęścia, bo choć z reguły dodanie do koszyka nie oznacza rezerwacji produktu, to takie „przetrzymywanie” daje gwarancję na zakup produktu. Czasem odpowiada też za to cache 😉
Skąd się wzięła nazwa Black Friday?
Black Friday przypada na dzień po Święcie Dziękczynienia, bardzo popularnym w Stanach Zjednoczonych. Szanowana i powszechnie uważana za słuszną Wikipedia donosi, że Black Friday wziął swój początek w roku 1952, a od 2005 jest największym zakupowym wydarzeniem roku.
Swoją nazwę „zawdzięcza” policjantom z Filadelfii. Zaczęli oni określać tym mianem właśnie dzień po Święcie Dziękczynienia. Jak donoszą źródła, inspiracją był wzmożony ruch na drogach spowodowany powrotami do domu, które z kolei przyczyniały się do smogu i licznych zgonów w wypadkach samochodowych.
Szaleństwo Black Week
Szukajcie a znajdziecie. Czytajcie a może będzie Wam dane kupić po promocji. Nie zapominajcie jednak o tym, co jest napisane drobnym druczkiem.
Mimo iż wysokość rabatu w Polsce oscyluje zazwyczaj wokół 20% na jednym produkcie, a wiele rzeczy w ogóle się do promocji nie wlicza, to wciąż dajemy się nabrać i wiele z nas kupuje bez opamiętania. Znacie słynne promocje Rossmanna? -55% przy zakupie X rzeczy sprawia, że firma zarabia znacznie więcej niż bez tego typu zniżek. I dokładnie tak samo dzieje się podczas Czarnego Tygodnia.
Jak nie kupisz w Black Friday, to kupisz w Cyber Monday
A jak nie w Cyber Monday to po świętach Bożego Narodzenia na corocznych wielkich wyprzedażach ubraniowych.A potem będzie kolejne Mid Season Sale. A jakbyście przypadkiem zapomnieli, to łaskawy newsletter zawsze Wam o tym przypomni.
Mówi się, że żeby przestać kupować należy odobserwować konta w mediach społecznościowych i kanały na Youtube promujące konsumpcjonizm, ale to nie wszystko. Dodałabym do tego jeszcze znalezienie sobie dobrej rozrywki zastępczej i przeglądanie Internetu w trybie incognito. Może się bowiem zdarzyć, że reklama sklepu, o którym chcemy zapomnieć, zechce nas prześladować.
Calzedonia – nieprzygotowanie czy celowe działanie?
Nie mogłam pozostawić tego sklepu bez dłuższego komentarza. To co się wydarzyło wywołało u mnie niemały mindfuck. Wszystko jednak wygląda na to, że Calzedonia po prostu nie przygotowała swojej strony internetowej na Black Week.
Otóż już w niedzielę późnym wieczorem na stronie głównej pojawił się baner: -20% na wszystko, -50% na wybrane artykuły. Chodząc po sklepie znalazłam artykuły przecenione o 50%, ale pozostałe, na które w teorii miała wejść promocja -20%, nadal miały stare ceny. Nie zmieniły się one również po dodaniu artykułu do koszyka.
Postanowiłam spróbować szczęścia i dołączyć do klubu Calzedonia lovers, tym bardziej, że klubowiczki mają darmową dostawę. Niestety po zalogowaniu dotychczasowe promocje przestały dla mnie istnieć. Wszędzie były stare ceny. Nie obowiązywała mnie już nawet promocja -50%. Oczywiście w trybie incognito wszystko działało jak wcześniej.
Lekko poirytowana stwierdziłam, że zapytam na czacie, o co chodzi. Po krótkiej pogawędce z botem dowiedziałam się, że moim zapytaniem zajmie się operator kolejnego dnia.
2 dni później dostałam maila od Pana z Customer Care, że dział techniczny zajął się problemem i rozwiązał go. Od razu ruszyłam do komputera, by to sprawdzić i faktycznie, po dodaniu do koszyka nabił się stosowny rabat. Miałam też cały czas darmową dostawę.
Nasuwa się jednak pytanie czy problem był globalny, czy jednostkowy?
Do odważnych kupowanie należy
Postanowiłam puścić w niepamięć początkowe niepowodzenia i skusić się na kabaretki i podkolanówki z kaszmirem, do których miałam słabość już wcześniej. Zła passa mnie jednak nie opuściła. Dokonałam zakupu, zrobiłam przelew i nic. Zero potwierdzenia na mailu i na moim koncie klienta. Pieniądze przeszły, więc po raz kolejny napisałam na czacie i czekam. Mam nadzieję, że jakoś się to wyjaśni, ale Calzedonia na pewno nie przygotowała swojej strony na Black Week, bo problemy techniczne można było zauważyć na każdym kroku.
Sklepy, do których nie warto zajrzeć:
- Gatta -30% na wszystko, ale przy zakupie za min. 149 zł
- Intimissimi – 20% przy zakupie min. 3 rzeczy
Inti negatywnie mnie zaskoczyło. Wydaje się, jakby sklep liczył na randomowych i niezorientowanych klientów. Otóż Intimissimi ma często jakieś promocje, które trwają co najmniej kilka tygodni. Przykładowo -50% na drugi produkt z wełny lub stała promocja na majtki -20% przy zakupie 3 sztuk. Więc jaka to okazja? Poza tym próg darmowej dostawy to nadal 220 zł. - Etam – zanim zapałałam miłością do produktów Intimissimi, to bielizna tej marki była moim obiektem westchnień. Nie kupuję już tam od kilku lat, natomiast z ciekawości sprawdziłam i jest promocja do -50% na wybrane artykuły. W związku z tym wiele fajnych rzeczy, jak np. jedwabna koszulka nie podlega zniżce.
- Sizeer – napisane jest -20% na wszystko i nie dotyczy modeli specjalnych. Co to za modele specjalne? Tu sklep odsyła nas do regulaminu. Biorę pierwsze z brzegu Nike Airforce i niestety – cena regularna.
- Panpablo – możliwość otrzymania dostępu do zniżek wcześniej niż inni po zapisaniu się na newsletter. Z punktu widzenia konsumenta raczej szkoda czasu, natomiast sprzedawcy – świetny chwyt marketingowy na pozyskanie nowego kontaktu. W takich sytuacjach zawsze warto pomyśleć, ile procent są warte nasze dane osobowe 😉
Sklepy godne polecenia:
- Tezenis – tu co prawda -20% na wszystko i -50% na wybrane artykuły, ale przynajmniej wszystko to wszystko i nie ma żadnych kruczków, jak w Calzedonii (a to przecież ta sama rodzina). Poza tym Tezenis to młodsza siostra Intimissimi, więc znajdziemy tu produkty dobrej jakości w dużo niższych cenach. Byłam bardzo zaskoczona rozbieżnością cenową, która w wielu przypadkach sięgała nawet -50% za ten sam czy bardzo podobny artykuł. Ponadto Tezenis wprowadziło darmową dostawę i możliwość dokonania zwrotu, czego nie było wcześniej.
- Asos – w tym sklepie promocje są na porządku dziennym. W czwartek ruszyła promocja do -70%. Dodatkowo dla nowych użytkowników -15% przy założeniu konta. Mały myk, jak zaoszczędzić więcej. Przy zmianie waluty na ruble, zaoszczędzamy nawet kilkadziesiąt procent na danym artykule 😉
- Zalando – w miniony weekend było dodatkowe -20% na rzeczy z wyprzedaży, co w efekcie dawało nawet 40% obniżki. Po weekendzie natomiast kod zniżkowy na buty, a teraz na wybrane artykuły. Mały kruczek – minimalna wartość koszyka to 250 zł. Niemniej warto, bo promocje bywają kosmiczne (zwłaszcza na Lounge, choć tam akurat rzadko kupuję) i nie warto się też stresować, jeśli nie zdążymy z zakupem podczas jednego kresu promocyjnego. Na 90% będzie kolejna promocja. Wielkim atutem Zalando są oczywiście wygodne zwroty, na które mamy aż 100 dni.
- Dezee – jeśli szukacie modnych butów w dobrych cenach, to to jest właściwe miejsce. Mimo iż zdecydowanie wolę buty skórzane, to mam w posiadaniu dwie pary botków z tego sklepu i nie narzekam. Tu podobnie jak na Asosie czy Zalando, stale królują promocje. Aktualnie jest -40% na nowości.
- Zara startuje od czwartku z promocjami na wybrane artykuły. Po świętach będą jeszcze kolejne wyprzedaże i jeszcze większe zniżki, więc jak nie potrzebujemy zrobić zakupów teraz, to lepiej poczekać
- 4f – choć może nie ma takiego prestiżu jak Adidas czy Nike, to produkuje naprawdę dobrej jakości ubrania w atrakcyjnych cenach. Na Black Friday sklep przygotował rabat w wysokości 40%, co jest bardzo dobrą oertą.
Listę zamierzam sukcesywnie poszerzać, jak tylko coś znajdę.
Kupować czy nie, oto jest pytanie
To że Black Friday, podobnie większość tego typu wydarzeń, przyszedł do nas z Ameryki, już wiemy. To że w Stanach te promocje są naprawdę spektakularne, również. Amerykanizacja naszego społeczeństwa poszła jednak na tyle daleko, że choć jako konsumenci zdajemy sobie sprawę z manipulacji i defacto niewielkiej czy nawet żadnej oszczędności, to mimo wszystko ulegamy. A producenci i sprzedawcy doskonale to wiedzą. Mówiąc w skrócie – pozwalamy na to, by nabijano nas w butelkę. Ulegamy dwudziestoprocentowym rabatom w Black week, by potem jeszcze koniecznie coś dokupić w Cyber Monday. A jak brakuje do darmowej dostawy, to dorzucamy coś do koszyka i to niekoniecznie z promocji. Bo przecież jest nam to potrzebne i aż żal nie skorzystać z promocji. Tak niestety działa dzisiejszy cyfrowy świat, przez wpływ którego nieustannie mylimy pojęcia potrzeby i zachcianki.
Nie dajmy się więc zwieść pozornym korzyściom i nie pozwólmy, by mydlono nam oczy. Zakupy są w rękach nas, konsumentów, nie sprzedawców i marketingowców. I pisze to osoba pracująca w branży e-commerce.
Trzymajcie się, ciao!
Jedna odpowiedz
DvnjSkivy
walgreens viagra price buy generic viagra and cials on line viagra line